Moja dorosłość wiąże się z tym ,że będę uprawniony do renty socjalnej,jaka to będzie kwota na razie nie wiemy,na pewno powalająca :)Moja mama aby nic nie przegapić,zaczyna się orientować wcześniej.Dziś postanowiła udać się do ZUSu zorientować się ile papierków trzeba zgromadzić i kiedy może zacząć formalności.Na początek musiała zlokalizować budynek .Mamy w Rybniku dwa budynki tejże instytucji.
Budynek od rent jest na ul.Reymonta.Mama wchodzi idzie do okienka z informacją ,miła pani informuje,że ma pobrać numerek z działu renty i emerytury.Karteczka wyskoczyła z nr 200,z dopiskiem przed tobą 76 osób ,przypuszczalny czas oczekiwania 88 min.Nic tylko się uśmiechnąć i usiąść .Porozglądała się po budynku zagadnęła oczekujące osoby większość chce się tylko coś zapytać.No nic jak trzeba to trzeba,między czasie był wypad do Urzędu Miasta po wniosek na dowód osobisty,ten można zacząć załatwiać najwcześniej w dniu urodzin ,wcześniej to będzie dowód tymczasowy wydany na pięć lat.
Czekamy do osiemnastki z dowodem.
Powrót do ZUSu, mamy informacje .Trzeba złożyć wypełniony wniosek,opinie lekarza i zaświadczenie ze szkoły.Muszę się stawić osobiście najwcześniej miesiąc przed urodzinami.Na razie wygląda to przyzwoicie.
Zobaczymy co będzie dalej.
Blog o chłopcu,który od urodzenia ma zespół....zespół Downa,niestety z tym zespołem nie jest mu łatwo.Chociaż nikt nie da gwarancji ,że samemu lżej.
I tylko jedno może unicestwić marzenie - strach przed porażką
(Paulo Coelho)
czwartek, 30 sierpnia 2012
środa, 29 sierpnia 2012
Ogrodzenie.
Uff jaki jestem zmęczony.
Po kilku latach mieszkania w nie ogrodzonym domu,nadszedł czas na zmiany.
Dziś poszła w ruch betoniarka i wszyscy mężczyźni mieszkający ze mną,dostali zadanie.
Brat wrzucał cement, piasek i wodę do betoniarki, tato wywoził mieszankę,a mnie przydzielono odpowiedzialne zadanie.Miałem nosić wodę z basenu.
Po kilku wiaderkach miałem dość i wróciłem do domu.
Ile nabrałem tyle niosłem :)
Duże wiadro za ciężkie ,więc potem przelewałem.
Po kilku latach mieszkania w nie ogrodzonym domu,nadszedł czas na zmiany.
Dziś poszła w ruch betoniarka i wszyscy mężczyźni mieszkający ze mną,dostali zadanie.
Brat wrzucał cement, piasek i wodę do betoniarki, tato wywoził mieszankę,a mnie przydzielono odpowiedzialne zadanie.Miałem nosić wodę z basenu.
Po kilku wiaderkach miałem dość i wróciłem do domu.
Ile nabrałem tyle niosłem :)
Duże wiadro za ciężkie ,więc potem przelewałem.
Niestety nie było tak łatwo,mama mi przypomniała ,ze jestem dorosły i trzeba pomagać,co było robić wiaderko do ręki i chodzę tam i powrotem.Mama za to zerkała przez okno w kuchni i nie mogła wyjść z podziwu,że ma wspaniałą brygadę budowlaną. :)
Jak jestem dorosły to po ciężkiej pracy należy mi się piwo i tego się domagałem.
Ciut mi nalano dolewając kompoty ,mi wszystko jedno ,byle było piwo :)
poniedziałek, 27 sierpnia 2012
Okulista i pediatra.
Koniec wakacji zbliża się nie ubłaganie,korzystając w moich dni wolnych mama zaplanowała na wizytę u okulisty.Co prawda nic się nie dzieje,ale przy mojej wadzie ,trzeba co pewien czas się do niego udać.
Mama już w czwartek chciała to załatwić ,niestety za późno się wybrała,do rejestracji.
Moja pani okulistka nie ustala terminów,tylko przyjmuje 20 osób( tak było dzisiaj ),kto pierwszy ten lepszy.
Dzisiaj od 6 rano stała,lekarz przyjmował od 10,a rejestracja rozpoczęła się o 9. 30.
Jak to mówią szczęśliwi czasu nie liczą,więc my też nie będziemy :)P.okulistka przyjmuje na drugim piętrze bez windy,więc zawsze była to wyprawa krzyżowa,bez moje feralne lęki schodowe.Oczywiście pełna mobilizacja,abym nie czuł się samotny wystraszony na tych schodach i u pani doktor jechał również tato i z rozpędu zarejestrowany był również Kuba(krótkowidz,też ma nosić okulary ).Niespodzianka ,w miarę zwinnie pokonałem schody za rękę z tatą,mama asekurowała mnie z tyłu.
Badanie też przebiegło bez większych ekscesów.Przy zakrapianiu oczu mogła by sobie jedna osoba nie poradzić .Okulary mam mocniejsze -7 dioptrii (było 6),zwyrodnienia w oczach,bez zmian.Na rok mamy spokój przy pomyślnych wiatrach.
Mama poleciała jeszcze na kopalnie popytać,czy mi dofinansują turnus rehabilitacyjny,okazuje się ,ze tak tylko trzeba znowu kupkę papierków nazbierać. Jednym z nich jest zaświadczenie od lekarza czy taki turnus był mi potrzebny.Tak z rozpędu pojechaliśmy papierek załatwić do pediatry.Mama podpytała pielęgniarki
czy muszę zmienić lekarza.Okazuje się ,że mogę jeszcze długo być pacjentem mojej poradni.
Więc na razie będzie bez zmian.
Teraz jeszcze ośrodek w Sarbinowie musi posłać,że ma wpis rejestru turnusów rehabilitacyjnych i jeszcze prośba i wniosek i jest szansa ,żeKopalnia "Jankowice",na której pracował mój tato zwróci nam część kosztów za turnus.
Mama już w czwartek chciała to załatwić ,niestety za późno się wybrała,do rejestracji.
Moja pani okulistka nie ustala terminów,tylko przyjmuje 20 osób( tak było dzisiaj ),kto pierwszy ten lepszy.
Dzisiaj od 6 rano stała,lekarz przyjmował od 10,a rejestracja rozpoczęła się o 9. 30.
Jak to mówią szczęśliwi czasu nie liczą,więc my też nie będziemy :)P.okulistka przyjmuje na drugim piętrze bez windy,więc zawsze była to wyprawa krzyżowa,bez moje feralne lęki schodowe.Oczywiście pełna mobilizacja,abym nie czuł się samotny wystraszony na tych schodach i u pani doktor jechał również tato i z rozpędu zarejestrowany był również Kuba(krótkowidz,też ma nosić okulary ).Niespodzianka ,w miarę zwinnie pokonałem schody za rękę z tatą,mama asekurowała mnie z tyłu.
Badanie też przebiegło bez większych ekscesów.Przy zakrapianiu oczu mogła by sobie jedna osoba nie poradzić .Okulary mam mocniejsze -7 dioptrii (było 6),zwyrodnienia w oczach,bez zmian.Na rok mamy spokój przy pomyślnych wiatrach.
Mama poleciała jeszcze na kopalnie popytać,czy mi dofinansują turnus rehabilitacyjny,okazuje się ,ze tak tylko trzeba znowu kupkę papierków nazbierać. Jednym z nich jest zaświadczenie od lekarza czy taki turnus był mi potrzebny.Tak z rozpędu pojechaliśmy papierek załatwić do pediatry.Mama podpytała pielęgniarki
czy muszę zmienić lekarza.Okazuje się ,że mogę jeszcze długo być pacjentem mojej poradni.
Więc na razie będzie bez zmian.
Teraz jeszcze ośrodek w Sarbinowie musi posłać,że ma wpis rejestru turnusów rehabilitacyjnych i jeszcze prośba i wniosek i jest szansa ,żeKopalnia "Jankowice",na której pracował mój tato zwróci nam część kosztów za turnus.
sobota, 25 sierpnia 2012
Wycieczka do Wrocławia.
Wczoraj byliśmy z mamą na wycieczce zorganizowanej przez stowarzyszenie Oligos we Wrocławiu.
Jadąc w autobusie,mieliśmy wiadomości,że we Wrocławiu pada,a my nie przygotowani do takiej aury.
Im bliżej celu ,tym szybciej chodziły wycieraczki w autobusie.Na miejscu powitały nas tylko kałuże,a na na niebie pojedyncze chmurki ( to po to abyśmy nie byli zmęczeni upałem ) bez deszczu. Najpierw płynęliśmy statkiem po Odrze i zwiedzaliśmy miasto w zasięgu wzroku.Było też opuszczanie śluzy
.
Rejs taki spokojny wyciszający,bardzo przyjemny.
Potem wybraliśmy się do zoo
.Mnie najbardziej interesowało czy spotkam osiołka.
Jestem fanem bajki Shrek ,a osiołek to moje ulubiona postać.
Mam swojego osiołka.
Inne zwierzęta też mi się podobały.
Dowiedzieliśmy się,że to co mama brała za foki nazywa się uchatka.
Był też zwierzyniec dziecięcy,ale te kozy plątające się koło nóg mnie przerażały, ja to jestem " bojączek".
Zmęczeni ale zadowoleni wróciliśmy wieczorem do domu.
Jadąc w autobusie,mieliśmy wiadomości,że we Wrocławiu pada,a my nie przygotowani do takiej aury.
Im bliżej celu ,tym szybciej chodziły wycieraczki w autobusie.Na miejscu powitały nas tylko kałuże,a na na niebie pojedyncze chmurki ( to po to abyśmy nie byli zmęczeni upałem ) bez deszczu. Najpierw płynęliśmy statkiem po Odrze i zwiedzaliśmy miasto w zasięgu wzroku.Było też opuszczanie śluzy
Rejs taki spokojny wyciszający,bardzo przyjemny.
Potem wybraliśmy się do zoo
.Mnie najbardziej interesowało czy spotkam osiołka.
Jestem fanem bajki Shrek ,a osiołek to moje ulubiona postać.
Mam swojego osiołka.
Inne zwierzęta też mi się podobały.
Dowiedzieliśmy się,że to co mama brała za foki nazywa się uchatka.
Był też zwierzyniec dziecięcy,ale te kozy plątające się koło nóg mnie przerażały, ja to jestem " bojączek".
Zmęczeni ale zadowoleni wróciliśmy wieczorem do domu.
wtorek, 14 sierpnia 2012
Turnus rehabilitacyjno-wypoczynkowy.
Wróciliśmy wypoczęci, zrelaksowani, opaleni po dwóch tygodniach spędzonym w rajskim Sarbinowie w przepięknym ośrodku Słoneczny Brzeg .Do tak wspaniałego wypoczynku przyczynił się PFRON oraz Fundacja Oliwia, którzy pomogli nam sfinansować turnus. Ośrodek zadbany,cichutki choć morze po drugiej stronie ulicy,ale p.Ela wraz z personelem stworzyła azyl.Wszystko blisko ,a jak człowiek potrzebuje ciszy to też ją znajdzie.O usprawnienie naszego ciała dbała p.Tereska podłączając nam różne sprzęty masujące i pobudzające,typu fotel masujący,magnetoterapia,dio dynamik.Mama szczęśliwa ,ze też się załapała na zabiegi ,a jej kręgosłup jeszcze bardziej :)Na turnusie panowała iście rodzinna atmosfera,na pewno to zasługa właścicieli ale również pensjonariuszy.Z kuracjuszy najbardziej przypadli mi do serca państwo Ania i Władek,bez nich ten turnus nie był by taki sam.Poświęcili mi dużo swojego czasu.
Mam nadzieję ,ze i ja im dałem trochę swojej radości.Pogoda nam dopisała ,była urozmaicona i zmienna,ale użyliśmy słoneczka i morskiej wody,a brzegi morza usłane były pięknymi kamieniami i bursztynami.
Mama tylko zbierała i się zachwycała.
.Ja już od rana werbowałem ludzi na tańce do lokalu U Babci Maliny
Zabawa na terenie ośrodka.
Lokal też super jak wszystko w Sarbinowie.
Wycieczka do Kołobrzegu i rejs statkiem dostarczyła nam nie zapomnianych wrażeń.
Produkcja kołobrzeskiej monety :)
Dojazd i powrót też mieliśmy fajny .Do Gliwic zawiózł nas tato na pociąg relacji Gliwice-Koszalin. W Koszalinie przesiadka na bus i parę metrów przeszliśmy do ośrodka. Bilet na pociąg kosztował nas około 50 zł.Ja jako osoba niepełnosprawna około 45zł, mama jako opiekun 3.70 zł.Z powrotem wracaliśmy autobusem PKS relacji Sarbinowo- Żory za około 75 zł .Nic tylko podróżować. Czas spędzony w podróży był porównywalny i trwał około 12 godzin w jedną stronę.
Teraz już czekamy na wakacje 2013 z planami ,ze wrócimy w to samo miejsce ,bo cóż szukać czegoś innego ,jak tam wszystko na najwyższym poziomie ,a polskie morze najpiękniejsze wśród mórz.
Wycieczka do Kołobrzegu i rejs statkiem dostarczyła nam nie zapomnianych wrażeń.
Produkcja kołobrzeskiej monety :)
Ruszyliśmy kulę ziemską :)
Spacer dróżką dla zakochanych :)
Prawdziwy wiking :)
Moja radość z rejsu .
Mieliśmy też odwiedziny taty z Kubą,a na koniec wujka Tośka.
Z autek mógłbym nie wysiadać :)
Dojazd i powrót też mieliśmy fajny .Do Gliwic zawiózł nas tato na pociąg relacji Gliwice-Koszalin. W Koszalinie przesiadka na bus i parę metrów przeszliśmy do ośrodka. Bilet na pociąg kosztował nas około 50 zł.Ja jako osoba niepełnosprawna około 45zł, mama jako opiekun 3.70 zł.Z powrotem wracaliśmy autobusem PKS relacji Sarbinowo- Żory za około 75 zł .Nic tylko podróżować. Czas spędzony w podróży był porównywalny i trwał około 12 godzin w jedną stronę.
Teraz już czekamy na wakacje 2013 z planami ,ze wrócimy w to samo miejsce ,bo cóż szukać czegoś innego ,jak tam wszystko na najwyższym poziomie ,a polskie morze najpiękniejsze wśród mórz.
Subskrybuj:
Posty (Atom)