Tato obiecał bratu i wujkowi z ciocią,ze po nich pojedzie do Hessisch Lichtenau.
Faceci tam pracują,a że mają urlop postanowili go spędzić na ojczystej ziemi ,zawsze ta tęsknota za swoimi:)
Ja z moją cierpliwością już od dwóch tygodni pytam wszystkich ,którzy mają jeszcze chęć mi odpowiadać.
-A po Rafała jadę ? a jutro ?
Wreszcie się doczekałem i w czwartek wsiadłem z prowiantem, ulubioną płytą i bielizną na zmianę do auta i w drogę.
Oczywiście przez większość ponad ośmiogodzinnej jazdy dopytywałem się czy już jesteśmy na miejscu.
Cóż to jest , tak już mam ,więc jakbym nie pytał to by było dziwne.
Dwóch przystojniaków :)
Odwiedziłem wujostwo ,drugie zabrałem do auta i w sobotę wyruszyliśmy z powrotem.
Teraz boli mnie trochę brzuch,pewnie za dużo coli wypiłem i cieszę się z pobytu brata.
W łóżku,co się rzadko zdarza,więc musi mnie solidnie boleć.
Mama miała czas na przemyślenia ,jaki ja to jestem nie zbędny z moimi pytaniami śmiechem i radością.
Po prostu nie chwaląc się :JESTEM SUPER !!!
Jeszcze tydzień i ruszamy nad morze.
Mama już przeżywa,bo jedziemy pociągiem.
Do Gliwic tato nas zawiezie i pomoże mnie zaprowadzić na peron,co przy moich lękach przed schodami,jest nie lada wyzwaniem.
Wysiadamy w Koszalinie i tam jak nie pokonam sam strachu to zostaniemy na peronie do wieczności.
Sarbinowo będzie czekać.
Damy radę!!!
Mama wyszła na podwórko i zagląda pod brzózki i się cieszy,bo grzybki rosną.
Mnie ciężko wyciągnąć ,ale w domu mogę z nimi pozować . :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz