I tylko jedno może unicestwić marzenie - strach przed porażką
(Paulo Coelho)

niedziela, 28 lipca 2013

Turnus w Rowach.

Wróciliśmy z M.(a jakże) z turnusu zorganizowanego przez stowarzyszenie Bardziej Kochani.Chociaż mam już prawie 19 lat ,pierwszy raz byłem na turnusie w "swoim" gronie tzn. wszystkie dzieciaki (jeden się wyłamał) miały  Zespół Downa.M. miała plan,że  poznam podobnego sobie i będzie z tego fajna znajomość,niestety jesteśmy  wyjątkowi . Mniejsze dzieciaki potrafiły odnaleźć się w grupie,natomiast starszaki stroniły od siebie nawzajem.Ja jak zwykle chciałem wszędzie tańczyć i szukałem towarzystwa starszych panów pełnosprawnych w ostateczności mogły  być panie.Pobyt w Rowach,oprócz wypoczynku
otworzył M. oczy na moje zachowanie,a to za  sprawą pani psycholog Marii Piszczek.Teraz tylko szukać dobrych terapeutów i kasy .Sprawa moich lęków przed schodami ma podłoże w mojej krótkowzroczności i powinna być prowadzona jak dla  osób niedowidzących,natomiast jeśli chodzi o ataki autoagresji mam zaburzenie głębokiego czucia i w tym kierunku powinniśmy szukać pomocy,a nie podawać leki,które i tak nie wiele wnoszą.Kolejną osobą,która dała M. do myślenia była  pani profesor Elżbieta Zakrzewska-Manterys ,aby szukać zajęć,które lubię wykonywać i na tym skupić nasze dalsze działanie,więc M. rozglądaj się za kółkiem tanecznym na miarę moich możliwości.Pogadanki dla rodziców uświadomiły M.,że czyny powinny mieć konsekwencje i na takie powinno się stawiać,a nie na kary.Turnus bardzo dobrze zorganizowany,terapeutki pełne pomysłów i chęci a co się działo jest opisane tutaj :) Pogoda marzenie,sprzyjała plażowaniu,kąpielom jak i spacerom,deszczu nie spotkaliśmy,choć podobno w jedną noc padało,nic nam nie wiadomo o tym ,noce po całodziennych zajęciach przespane..Dojazd do Rowów trochę skomplikowany,bo to i autobus i dwa pociągi trzeba było zaliczyć,ale sukces w postaci zejścia na peron trzymając się tylko poręczy zaliczony,to było na powrót,w tamtą stronę nie było tak łatwo mama wołała kogoś z podróżnych aby mi służył ramieniem,a strach był wypisany na mojej twarzy.Do bardzo nieprzyjemnych należała podróż do Rowóch ,a to za sprawą braku kasy Intercity na dworcu w Rybniku.Ponad tydzień przed wyjazdem M. wyszukała połączenie w internecie i pojechała kupić bilet na dworzec.Okazało się ,że można kupić tylko do Częstochowy ,bo to był pociąg Kolei Śląskich,pani kasjerka bardzo nie miła,z jednej strony nie ma się co dziwić,dlaczego ona ma odpowiadać za innych przewoźników,poinformowała,że na dalszą trasę bilet można kupić w Katowicach.Z biletem na kawałek trasy,mama zasiadła do internetu i poczytała ,ze można  również zakupić bilet przez internet,jako że mamę czasem ponosi optymizm  stwierdziła,że zakupi bilet w Częstochowej,mieliśmy trochę czasu miedzy jednym pociągiem a drugim. Po kilku dniach jednak zasiadła do komputera  z postanowieniem zakupu  biletu ,wyskoczył komunikat ,że nie ma wolnych miejscówek,czy kupujesz nadal,no przecież teraz pociągi nie są przeładowane gdzieś się miejsce znajdzie.Bilet wydrukowany na resztce tuszu,jedziemy.Pociąg  napakowany jak za czasów komuny,przed nami podróż dziesięciogodzinna na korytarzu. Ratunku!!! .M. w wojowniczym nastroju szuka konduktora ,jest ..dostało się chłopinie . Moja niepełnosprawność przydała się i siedliśmy w wagonie służbowym.
Część  kosztów turnusu pokryła kopalnia " Jankowice" z Rybnika,której tato był pracownikiem,kolejną kwotę wpłaciliśmy z subkonto w Fundacji "Zdążyć z Pomocą " .W tym miejscu chcieliśmy ,za to podziękować wszystkim,którzy ofiarowali mi swój 1% procent podatku!!!!
Teraz kilka zdjęć jak to przyjemnie było w Albatrosie,urok ośrodka polegał na tym,że morze bliziutko a miasto daleko,wiec moje wypady na autodrom musiały być spacerem  po plaży i dreptałem nie narzekając .























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz